trzeba umieć wykorzystywać piękne okoliczności przyrody jakie daj blokowisko

postanowiłem się zabrać w końcu za wywołanie starych czarno-białych filmów,  które ja się potem okazało pamiętają czerwiec. no ale przez przeprowadzając się z mieszkania do domu, potem do mieszkania, potem znowu do domu i ponownie do mieszkania(za każdym razem innego) nie było albo czasu albo możliwości, żeby wpierdzielić do łazienki chemie, której zapach niektórym przeszkadza, no i przede wszystkim powiększalnik. poza tym w domu nie mam łazienki bez okna, a jak w bloku miałem, to miałem współlokatorów, którzy nie daliby mi możliwości siedzenia dłużej niż pół godziny w łazience.

no ale nie ma to jak na swoich śmieciach – czasem u mnie tak dosłownie jest hehe – w swoim mieszkaniu, w łazience z oknem na kuchnie,  dziś wywołałem ilfordy. rzecz jasna pogubiłem podczas przeprowadzek kilka rzeczy.

musiałem dokupić w jubilacie plastykowe pojemniki i miarkę, żeby chemię rozrobić. chemia to wywoływacz ilforda, utrwalacz fomy i zwilżacz tetenala.

a czerwone spinacze do prania połączone z power tape posłużyły przywieszone do górnej prowadnicy drzwi kabiny prysznicowej do wieszania wypłukanych filmów. prysznic przekładam na rano. białe i niebieskie spinacze obciążały filmy, żeby je wyprostować.

jutro partia kolejnych filmów i skanowanie. a jakby ktoś chciał mi merytorycznie pomóc, to bardzo chętnie, bo ja jestem ciemny(taka gra słów) w tej kwestii.

jeżeli Dominik zaprasza na Kalnicę to znaczy, że poza wypiciem dużych ilości alkoholu, głównie zza wschodniej granicy, będzie można poznać historie o okolicznych ludziach, zobaczyć żubry i wypocząć. i gdyby Dominik prowadził biuro podróży musiałby napisać drobnym druczkiem, że żubry są, ale z reguły dzień przed moim przyjazdem lub dzień po moim wyjeździe, a wypoczynek jest wypoczynkiem aktywnym. w tamtym roku, razem z Markiem, przez dwa dni rąbaliśmy i układaliśmy 22 kubiki drewna.

tydzień temu przyjechał do mnie venio z Katowic, który nie był w Bieszczadach i jakimś dziwnym trafem dwa dni wcześniej dostałem zaproszenie od męża sołtysa Kalnicy. pojechaliśmy więc w trójkę, razem z kondiozem i odhaczyliśmy wszystkie atrakcje z broszurki „Dominik Tours”.

venio po lewej, po prawej kondioz

z piłą stoi Marcin, który mieszka w Kalnicy. większość mężczyzn w okolicy albo pracuje przy owcach lub przy zrywie drzewa z lasu. Marcin pracuje w lesie. mimo niezbyt dużej postury, sam podnosił bez problemu – aż wstyd się przyznać – metrówki, które musieliśmy we dwóch z kondiozem nosić.

moje 16-35 oberwało już piłką na meczu, więc wióry z piły nie są jej straszne.

wieczorem przy Olimpie, Marcin zaprosił nas w lecie na przejezdzke Starem 66 po lesie. mam nadzieję, że to zaproszenie nie ma formy zaprosznia takiego jak te od Dominika, bo już nie mogę się doczekac tej przejezdzi po podmokniętych łaach i błotnistych leśnych drogach.