Czyli Asia i Sławek, którzy mnie uczyli jak korzystać z filtrów polaryzacyjnych, bo sami są fotografami podróżniczo – krajobrazowymi:) Była z nami Sarenka – świadkowa ze ślubu – której muszę podziękować nie tylko za miłe towarzystwo, ale także za zabranie latarki, chusteczek higienicznych, czekolady niemieckiej – mojej ulubionej z czasów dzieciństwa – i belgijskiej.

Jak widać poniżej – Bieszczady, w które za rok będę częściej jeździł. Nie tylko do pracy.

zdjęcia ślubne rzeszówzdjęcia ślubne rzeszów

Co chwilę ktoś z przejeżdżających turystów nam – tzn Asi i Sławkowi – machał, śmiał się i składał życzenia. Z tego miejsca mam tylko jedno zdjęcie jak Sławek nie macha przejezdnym.

bukiet ślubny bieszczadyOkolice Chatki Puchatka. Myślę, że duża cześć osób, która była w Bieszczadach, odwiedziła schronisko, znajdujące się na Połoninie Wetlińskiej. Wejście zajęło nam niecałe 45 minut, ponieważ będą na dole, ustaliliśmy że mamy godzine do zachodu słońca. Pogoda do tego zaczynała się robić wietrzna i pochmurna, więc podzieliliśmy się statywami i innymi sprzętami foto i śmiało ruszyliśmy na górę. Państwo młodzi, oczywiście byli w strojach ślubnych – jedynie buty mieli trekingowe.
sesja ślubna w BieszczadachZ parkingu na połoninę poszedł z nami bezpański pies, który załapał się na zdjęciu powyżej po lewej. Widać ogon:)

zdjęcia ślubne rzeszów

Jeżeli interesują Cię zdjęcia ślubne w moim wykonaniu – klikaj

Dziś w wannie przeczytałem w marcowym Pozytywie z 2004 r. tekst Victora Albrowa i pozwoliłem go sobie prze kleić.

„Dla Imperium Zła pracowałem jako fotograf reklamowy dłużej, niż mógłbym przypuszczać.  Początkowo kierowałem się nawet pasją, ale z czasem mój entuzjazm osłabł. Stałem się fotograficzną prostytutką. Mogłem iść na naprawdę daleki ustępstwa, byle tylko zadowolić klientów. Jedyne zdjęcia, jakie tworzyłem, były dla nich. Niekiedy okazywało się to nawet ciekawe – albo tak mi się zdawało -ponieważ ciągle pojawiały się jakieś problemy techniczne, które musiałem rozwiązać. Satysfakcji było coraz mniej…”

Jak to przeczytałem to zrozumiałem, że ostatnio też taka prostytutka się ze mnie powoli robi – kiedyś nawet jak do spożywczego szedłem to brałem aparat ze sobą, przez co swego czasu kolega Pudzian na swoim blogu napisał, że od tej fotografii to mam skrzywienie i to nie tylko kręgosłupa. Teraz potrzebuję trochę od aparatu odpocząć i jak biorę do torby analoga to po to, żeby trochę zabić swoje wyrzuty sumienia, bo klatek prawie i tak nie przestrzeliwuje. Co prawda robię trochę fot dla siebie, ale coraz mniej z powodu natłoku pracy, ale to nie to co kiedyś. Dawniej na bloga non – stop dawałem nowe foty, które mimo dużych braków sprzętowych, robiłem i które dawały trochę radości – zresztą nie tylko mi.

Cieszę się więc, że sezon ślubny się kończy i będę miał czas na rozwijanie siebie i swoich umiejętności. W zanadrzu mam kilka starych projektów i jeszcze więcej nowych. Mimo, że dudków będzie trochę mniej w kieszeni, to rozwój i robienie czegoś co się ludziom podoba i daje mi dużą satysfakcję, to powody dla których zacząłem przygodę z fotografią.

Chciałbym tym postem dać do myślenia ludziom, którzy mając doskonałe narzędzia do tworzenia czegoś pięknego, wykorzystują go tylko do zarabiania pieniędzy i wyrywania lasek na „ahtyste-fotografa”, że tym sposobem stają się prostytutkami – albo jak bardziej to bardziej kiedyś w rozmowie powiedział venio – dziwkami.

dziwkarstwoKliknij na obrazek, żeby zobaczyć, co Kazik o tym myśli.