wielkoformatowe przygody

Tekst jest raczej dla ludzi, którzy lizneli trochę ciemni [edit – aczkolwiek jak ja czytam ten tekst po kilku latach, widzę że wtedy to też sam ledwo liznąłem].

PROLOG

Pod koniec wakacji kondioz kupił Magusa – wielki wielkoformatowy aparat, potężne bydle w porównaniu nawet do średnioformatowców. W tamtym tygodniu zaczęliśmy robić test na szitkach, bo wcześniej kondioz naświetlał papier fotograficzny, którego ISO 3 nie pomaga przy zdjęciach portretowych. Film to stary poczciwy Shanghai, czyli chiński film nadający się jedynie do sprawdzenia, czy kasetki lub miech są szczelne, czy migawka dobrze pracuje – ogólnie do testów. No i może jeszcze do Lomo. [edit – w sumie ten chińczyk jest lepszy niż foma]

EFEKT

Wyszło tragicznie, prawda? Trochę nastrojowo, ale technicznie to tragicznie. Tragedia bierze swój początek w tym, że już przy robieniu zdjęć nie wzięliśmy pod, uwagę mierząc światło, korekcji miecha, dlatego zdjęcie po lewej jest ciemne i tylko dzięki Silverfastowi oraz Epsonowi v700 dało się wyciągnąć szczegóły na mojej twarzy.

Wołając w rodinalu 1+100, szitki godzinę leżały w kuwecie, która nie była płaska(zresztą dalej nie jest, niestety) tylko miała 3 wyżłobienia, które nie wiadomo po co są. Wołając film 15 minut, można stać przy po ciemku przy kuwecie popijając piwo i merdać tą kuwetą. Przy jednej godzinie nie ma możliwości żeby piwo się nie skończyło, nie chciało się po nim sikać i żeby się człowiekowi nie nudziło. Poza tym musieliśmy zabawiać rozmową dziewczyny, które czekały w pokoju obok. Zostawiliśmy więc szitki w chemii i po godzinie wróciliśmy. Okazało się że od tych wyżłobień, chemia źle siadła na filmie i pojawiły się na nim niedowołane miejsca, które w ostatecznym post procesingu zyskały funkcję narzędzia artystycznego;) . Wygrzebaliśmy więc na półce stare ramki na zdjęcia, wyciągnęliśmy z nich szybki i położyliśmy je na dnie kuwet.

Dodatkowo tym razem postanowiliśmy raz na jakiś czas wchodzić do ciemni i mieszać kuwetą. Za skutkowało to  jednak tym że szitka, pomimo wcześniejszych testów, przyklejała się do szkła, stąd na lewym zdjęciu część jest biała a prawa strona jaśniejsza trochę od środka. zagadką są tylko dwie białe smugi na zdjęciu i za cholerę nie wiemy co to może być. wlewany rodinal miał 24 stopnie, więc teoretycznie nie powinien uszkodzić emulsji. No ale to chiński film…

KONKLUZJE

Kuwety przy wołaniu 4×5 cali odpadają, aczkolwiek wiem że niektórzy tak robią i jakoś się da. Najtańszym sposobem jest kupienie takiego tanku. Jego największy minus, to ilości chemii jakie się do niego wlewa. Dla właścicieli koreksów Petersona na 3 szpule, najlepiej kupić wkładkę. Jednak ja stwierdziłem że załatwię sprawę wywoływania wszystkich formatów, jakie wywołuję, za jednym razem, mianowicie skorzystam z możliwości rotacyjnego wywołania filmów. Zamiast przewracania koreksem zalanego odpowiednią ilością chemii, raz na jakiś czas, w tym systemie koreks obraca się cały czas. Skraca się wtedy czas wywołania filmów, drastycznie obniża się ilość użytej chemii, wzrasta powtarzalność procesu.

Wywoływać rotacyjnie można na dwa sposoby – ręcznie i za pomocą procesorów. Do ręcznego kręcenia przydadzą się rolki Jobo(1509 professional roller), lub jakiś wynalazek zrobiony w domu np. z samochodziku na sterowanie, zabranego swojemu dziecku. I nie mówcie, że nie macie synka, bo w każdej chwili mieć możecie (sprawdzić, czy nie ksiądz).

Wygodniejszym sposobem, szczególnie jak się wywołuje kolor w c-41 lub e-6, jest zakupienie procesora. Najłatwiej kupić procesory jobo. Lub, jak wyżej, zrobić samemu w domu. W zasadzie większość czynności wykonują one za nas, więc jak się dużo wywołuje, to warto w nie zainwestować.

Ja postanowiłem kupić sobie tank jobo, plus taki silniczek i wołać rotacyjnie B&W. Ktoś chce kupić może koreks Kaisera?:)